czwartek, 30 października 2014

Rozdział 10. Tylko krowa nie zmienia poglądów.


" Wyglądasz pięknie - powiedziało serce,
lecz usta nie zdołały powtórzyć... "

 MYŚL.
  (...)
- Jeszcze raz dziękuję, za śniadanie. Było pyszne.- wstał z krzesła i opuścił kuchnię.

Mam zrobić się na bóstwo. Niby wiadomo o co chodzi ale to wcale nie jest takie jednoznaczne. No bo przecież dla jednych facetów "bóstwo" oznacza blondi metr-80 w spódnicy długości opaski do włosów i bluzce z dekoltem do pępka, którą zdecydowanie nie jestem.

Dopijam kawę i idę do sypialni wpadając wcześniej na Harry'ego. Oczywiście w garniturze.

- Wybrałem ci już ubrania, w których pójdziesz. Całą resztę pozostawiam twojej inwencji twórczej. Tylko nie zapomnij, że to spotkanie biznesowe.- pouczył mnie i odszedł. WOW! No dziękuję ci Harry, że pozwoliłeś mi samodzielnie zrobić makijaż i fryzurę! Ciekawe, czy bieliznę też mi wybrał?

Prychnęłam i poszłam do obranego celu.

Hmm, skoro Harry tak wspaniałomyślnie 'wyręczył' mnie z wybierania kreacji na dzisiejszy wieczór, to co ja będę robić przez resztę dnia? Fuck! Wkurwił mnie tym! Co on myśli, że sama nie potrafię się ubrać? W dupie go mam! Ubiorę się tak, jak będę chciała. Jeszcze mu szczęka do ziemi opadnie!
Ale zanim to zrobię, zadzwonię do Dave'a.

- Hej braciszku!
- No cześć kochanie! Niezłe masz przyspieszenie z tym dzwonieniem.
- Oj, no wiem. Jakoś tak cały czas mnie coś odciągało. Co robisz?
- Właśnie zbieram się do pracy. Za pół godziny mam trening. A ty?
- Nic szczególnego.
- A jak z tym, jak mu tam?
- Harry'm.
- Nie ważne. Jak?
- Normalnie, a jak ma być?
- Sypiacie ze sobą?
- Co?! No chyba sobie żartujesz!
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem.- powiedział i usłyszałam jego rytmiczny śmiech.
- Nasze pokoje nawet nie są koło siebie! Jak mogłeś pomyśleć, że ja... z nim...  To niedorzeczne!
- Dobra, dobra. Nie bulwersuj się tak.
- To ty mnie nie denerwuj!
- Ok. Muszę kończyć, praca wzywa. Pa, mała.
- Pa.

Nie no. Jak on mógł pomyśleć, że ze sobą sypiamy. Przecież to czysty interes! On nawet mnie nie pociąga! Jest przystojny i seksowny ale nic więcej. Z resztą, nie mój typ faceta. Ja mam typ faceta?
Wyprowadził mnie tym z równowagi. I on, i Styles! Z facetów są cholerne drażniki! Ugh.

***
Okazało się, że mam aż za nadto zajęć, mianowicie moja garderoba potrzebowała rozplanowania i przede wszystkim musiałam rozpakować te wszystkie ciuchy. Było trudno i zajęło mi to prawie 5 godzin ale jestem zdecydowanie zadowolona z efektu końcowego. Jest godzina 16.00. Czas wziąć się za przygotowania do tego, całego bankietu.

Pierwszą rzeczą, którą wykonałam, było wzięcie prysznica. Następnie zrobiłam make up, żeby zdążył wyschnąć, zanim ubiorę się w rzeczy, które wybrałam sobie podczas pracy w garderobie. Kolejnym etapem moich przygotowań była fryzura, nad którą męczyłam się najdłużej. Śmiejcie się wszyscy faceci, ale my - kobiety, wiemy, że ułożenie artystycznego nieładu na głowie jest trudniejsze niż jakkolwiek skomplikowana fryzura. Założyłam jeszcze ciuchy i byłam gotowa. Kiedy patrzyłam na całokształt mojej twórczości, uśmiech nie schodził mi z twarzy.  Jeszcze temu wpieprzającemu-swój-nos-wszędzie Harry'emu w pięty pójdzie! Nie mogę się doczekać jego reakcji.

Perspektywa Harry'ego

Wyszedłem z windy i przemierzając korytarz, stanąłem przed drzwiami.

Mam nadzieję, że Anabel jest już gotowa. Jest 17.30, a bankiet zaczyna się o 19.00, więc nie mamy wiele czasu na dojazd.

Drzwi były otwarte, więc nie musiałem kłopotać się szukaniem kluczy. Normalnie to by mnie zdenerwowało ale to zawsze oszczędzona minuta. Wszedłem do środka. Nie rozbierając nawet płaszcza powędrowałem w głąb mieszkania.

- Anabel.- zawołałem.- Jesteś gotowa?
- Tak.- powiedziała i wyszła z sypialni.

Nie posłuchała mnie. Ubrała się w coś innego.

I dobrze zrobiła.

Zrobiła źle, że mnie nie posłuchała ale wyglądała jak anioł, wspaniale, cudownie, pięknie, genialnie całkiem dobrze.

Stała w kokieteryjnym rozkrok, który podkreślał jej długie nogi.  Ręce miała zaplecione na piersi. Jej usta układały się w tajemniczy uśmiech a'la "Mona Lisa" a oczy patrzyły z ukrywaną wyższością i zadowolonym z siebie, figlarnym błyskiem.

Perspektywa Anabel

- Nie założyłaś tego, co ci przygotowałem.- powiedział wyprutym z emocji tonem.
- Nie spodobało mi się.- mruknęłam.
- Hmmm... Jeszcze wczoraj byłaś zachwycona tą sukienką. Miałem wrażenie, że sprzedałabyś za nią duszę.- rzekł z kpiną w głosie.
- Tylko krowa nie zmienia poglądów.- rzuciłam obojętnie i przeszłam obok, spoglądając na niego wymownie.- Możemy iść.- powiedziałam zgarniając ze stołu kopertówkę i narzuciłam na siebie czarny płaszcz.
- No? Idziemy?- rzuciłam niecierpliwie patrząc na jego nieobecny wzrok.
- Tak, oczywiście.- ockną się i ruszył z buta przez drzwi i kiedy ja również opuściłam mieszkanie, zamkną zamek na klucz.

5 minut później oboje byliśmy już w drodze, która od naszego dogryzania przebiegała w ciszy rozpraszanej jedynie przez nasze (nie wiedzieć czemu) nierówne oddechy. Bawiłam się klapą mojej  torebki, nie wiedząc co robić z rękoma.

- Przestań.- bezgłos został przerwany przez Harry'ego.
- Co?
- Przestań bawić się tą torebką.
- Dla czego?
- Bo mi to przeszkadza.
- Nie rozumiem.
- CO W TYM DO ROZUMIENIA?! PO PROSTU PRZESTAŃ!- wrzasnął. Patrzyłam się na niego zdziwiona. Co go nagle ugryzło?

Wzruszyłam ramionami i dla świętego spokoju odłożyłam torebkę na bok.

 Około 30 minut później zajechaliśmy pod 5-gwiazdkowy hotel o nazwie: "Hibiscus". Wcześniej jakoś o tym nie myślałam ale teraz zaczynam się denerwować. A co jeśli się wygłupię? Palnę coś nie odpowiedniego i zrobię z siebie idiotkę.

- Anabel. - usłyszałam zniecierpliwiony głos Harry'ego, który stał przed otwartymi drzwiami z mojej strony, trzymając wyciągniętą dłoń.
Ujęłam ją i wysiadłam z samochodu. O dziwo była niezwykle miękka w dotyku, ale przede wszystkim na prawdę duża. Moje dłonie nie są jakoś specjalnie małe ale porównując je do jego, to można stwierdzić, że Harry trzyma za rękę dziecko z przedszkola.

- Chodźmy. -  mruknął ledwo słyszalnie i pociągnął mnie delikatnie do przodu.
Podążyłam za nim niepewnie. Stanęliśmy przed oszklonymi drzwiami, których pilnował postawny murzyn. Mężczyzna już otworzył usta, chcąc coś powiedzieć, lecz Harry go ubiegł.
- Styles. -  powiedział chłodnym tonem, na co ochroniarz skinął głową i powrócił do swoich obowiązków.
Weszliśmy do eleganckiego hallu. Podłoga była wyłożona marmurem a na kremowych ścianach wiły się fioletowe kwiaty.
- Panie Styles. Zapraszamy do sali bankietowej. - pobiegł do nas ubrany w frak mężczyzna i zapraszającym gestem dłoni wskazał nam ogromne pomieszczenie pełne ludzi.
- Nie wolno ci z nikim rozmawiać. Masz się tylko ładnie uśmiechać i przytakiwać. A przede wszystkim trzymaj się mnie.- rozkazał mi i wciągnął na salę.
___________________________________

Hej! 
Oto i nowy rozdział. 
Zauważyliście pewnie, że większości rozdziałów są pewne przekreślone zdania/słowa. Osoby, które czytały Dotyk Julii, wiedzą o co chodzi, jednak pewnie sporo z was może nie rozumieć przesłania tych dziwnych "ozdobników". 
Są to bowiem myśli bohaterów, pokazujące wewnętrzną batalię jaką prowadzą i stłumione w sobie emocje. 
Jest to takie pokazanie sprzeczności ich prawdziwych myśli i myśli, które sobie wmawiają. 
Mam nadzieję, że trochę wam to rozjasniłam. :) 
Postanowiłam wrócić do limitu. 
Chcę zobaczyć ile osób czyta to opowiadanie. 

Kara. 

20 KOMENTARZY=NOWY ROZDZIAŁ 

niedziela, 19 października 2014

Rozdział 9. Zapomnijmy o tym.


"Nie oczekuj ode mnie przeprosin.
Nie mam zamiaru przepraszać,
za to, jaka jestem."

MYŚL

 W drzwiach do salonu stał Harry. Oczy miał szeroko otwarte, a jego skórzana teczka w odcieniu smoły leżała na podłodze, tak jakby przed chwilą upadła. Patrzyliśmy się tak na siebie jak ciele na malowane wrota, aż w końcu ocknęłam się i próbując zakryć swoje ciało chodź trochę, pobiegłam do sypialni. Ja-pier-do-le - usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach. Jestem kompletną idiotką. Wolę nie wiedzieć co sobie Harry o mnie teraz myśli. Na pewno coś typu: "Z kim ja mam do czynienia?" albo "Skoro tutaj praktykuje striptiz, to boję się pomyśleć co robi u siebie w domu".

Czas: 21:14.
Stan sytuacji: Od trzech godzin siedzi w sypialni.
Stan psychiczny: Desperacka próba usprawiedliwienia swojego psychicznego zachowania.
Stan fizyczny: Odziana w dresy i dzianinowy sweter. Żołądek przysechł do kręgosłupa.

Właściwie gdyby nie to, że nie mam dostępu do jakiegokolwiek pożywienia, to mogłabym spędzić tu resztę swojego jestestwa. Mój brzuch po raz kolejny dzisiejszego dnia wniósł głośny sprzeciw. Mam wrażenie, że ludziom mieszkającym pod spodem drży sufit.

Czas: 21:21
Stan sytuacji: Dajcie spokój...
Stan psychiczny: Oślepienie umysłu głodem.
Stan fizyczny: Skrajne wygłodzenie.

Dobra, koniec z tym. Trzeba stanąć z problemem twarzą w twarz. A mój problem ma burzę loków i te cholerne, szmaragdowe tęczówki.

Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Położyłam dłoń na zimnej klamce. Wahając się chwilę nacisnęłam ją. Szłam powoli przez korytarz przemyślając  każdy następny krok, aż trafiłam do łuku drzwiowego, który rozpoczynał salon. "Mój problem" siedział na kanapie wpatrując się w zacięcie w telewizor. No to na trzy. 1..., 2..., 2 i jedna trzecia, 2 i jedna czwarta, 2 i pół..., no dobra, 3.
- Harry, ja...
- Nie odzywaj się.- przerwał mi stanowczym, aczkolwiek spokojnym głosem.
I całą moją determinację szlag trafił. Omijając sofę szerokim łukiem idę do kuchni. Staję na przeciwko lodówki i otwarłam jej wrota. W środku w prost świeci pustkami. Na górnej półce stoi słoik musztardy i parę wyschniętych na wiór kawałków sera żółtego. Pasowało by zrobić na prawdę SPORE zakupy jedzeniowe. Westchnęłam i przystąpiłam do przeszukiwania szafek i szuflad. Na trafiłam na przeterminowaną o 2 lata zupkę chińską i (całe szczęście) nadawający się do spożycia budyń. SZLAG. Przecież nie ma mleka! Chyba będę musiała pójść spać głodna.
Wzdycham ciężko i człapię do sypialni raz jeszcze spoglądając na Harry'ego. 

Biorę prysznic, zakładam piżamę i wślizguję się pod kołdrę. I znów ten oszałamiający zapach. Przytulam się do poduszki i odpływam.

Perspektywa Harry'ego

Biorę pilota w dłoń i naciskam czerwony przycisk. Poruszające się na ekranie obrazy ustępują miejsca czarnemu tłu. Przecieram zmęczone oczy i wstaję z kanapy.

Nadal nie mogę się otrząsnąć. Kiedy ją zobaczyłem... prawie nagą. Po prostu... Ugh.

Trzęsę głową i podążam w pożądane miejsce. Zanim będę w łazience, zatrzymuję się na chwilę obok łóżka. Zwinięta w kłębek leży na materacu pozbawiona okrycia. Tocząc wewnętrzną batalię biorę za rąbek kołdry i okrywam jej gołe ramiona. Opuszczam sypialnię rzucając ostatni raz okiem na śpiącą Anabel.

Perspektywa Anabel

Budzę się o w pół do szóstej. Po ubraniu się przystępuję do realizacji mojego planu na poranek. Zakładam parę czarnych Converse'ów, narzucam na ramiona dżinsową kurtkę i wychodzę z domu. Robię szybkie zakupy w pobliskim Tesco i wracam do mieszkania z naręczem siatek pełnych jedzenia. Rozpakowuję nabyte rzeczy i zaczynam przygotowywanie śniadania.
Patrzę na suto zastawiony stół i czuję jak napełnia mnie duma.
- No nieźle.- słyszę ochrypnięty głos, pod wpływem którego podskakuję. Odwracam się w tył. Harry stoi nonszalancko oparty o framugę. Przejeżdżam wzrokiem po jego sylwetce. Bose stopy, wiszące na biodrach szare dresy, pięknie wyrzeźbiona klatka piersiowa ozdobiona tatuażem przedstawiającym wielkiego motyla oraz cudowne jaskółki spoczywające na jego piersiach. Wpatruję się tak w jego boskie ciało, docierając w końcu do okraszonej powstrzymywanym uśmiechem twarzy i brązowych loków, które po raz pierwszy widzę w uroczym nieładzie.
- Śniadanie.- tylko tyle udaje mi się wykrztusić.
- Ta kuchnia chyba w życiu nie widziała tyle jedzenia.- mówi, tym razem otwarcie się uśmiechając. Dodaje mi tym otuchy.
- Zastanawiałam się już, czy nie jesteś czasem wampirem.- roześmiał się.
- Raczej nie, a dla czego?
- Bo tutaj nie było kompletnie nic do jedzenia! Czym ty się żywisz na co dzień?
- Zazwyczaj jem coś na mieście. Nie mam czasu na przygotowywanie posiłków.
- Ty na nic nie masz czasu.
- No cóż... taka praca.- spojrzał z zamyśleniem w okno - Miło dla odmiany zjeść coś innego niż jajka sadzone.- uśmiechną się i usiadł na krześle - Dziękuję.
- Nie ma za co, a jeśli chodzi o wczoraj...
- Zapomnijmy o tym.- uciął i wgryzł się w tosta.
Po skończeniu śniadania razem posprzątaliśmy.
- Jakie mamy plany na dzisiaj?- zapytałam.
- Muszę jechać coś załatwić, a ty w tym czasie masz zrobić się na bóstwo. Wieczorem idziemy na bankiet.
_____________________________________________________

Hej!
Tak, wiem. Ten rozdział nie wart jest 2 tygodniowego czekania.
Po prostu, nie dość, że beznadziejny i krótki, to jeszcze,
nie wyobrażacie sobie jak ciężko mi się go pisało.
Aż wstyd mi przychodzić z takim badziewiem, podczas gdy wy tak 
świetnie spisaliście się z komentarzami.
Przepraszam was, ale najpierw musi być nudno, żeby potem się działo.
Ok. Koniec usprawiedliwień.
Kwestia komentarzy pozostaje taka sama jak ostatnio.
See ya!

Kara. xx






sobota, 4 października 2014

Rozdział 8.(...) Ochrona danych osobowych, proszę pana.


"Pieniądze szczęścia nie dają.
Dopiero zakupy."


Marilyn Monroe.

Perspektywa Anabel.

Czuję jego ciało blisko swojego. 

Spinam się.

Czuję jego dłoń na swoich plecach.

Mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa.

Czuję jego ciepły oddech na swojej szyi.

Zaczynam drżeć. 

- Bierzemy ją.- wyszeptał wprost do mojego ucha. Wzdrygam się na jego chrapliwy głos. Potem odsuwa się ode mnie. 

A ja nadal stoję w osłupieniu. 

- No! Ruchy, ruchy.- popędził mnie.- Przecież w niej nie wyjdziesz.
Weszłam z powrotem do przymierzalni i ubrałam ciuchy w których przyszłam.
Nadal nie rozumiem jego zachowania. Co to w ogóle miało być?
Wychodzę.
- Idziemy.- powiedział Harry ruszając do przodu. Poczłapałam za nim. Szedł przez cały sklep nie zatrzymując się ani na chwilę. Doszedł do drzwi i tak po prostu wyszedł. Był już parę metrów od wejścia do butiku, kiedy udało mi się go dogonić i szarpnąć za ramię.
- Co?!- wrzasnął na mnie. Zdziwiła mnie jego nagła zmiana nastroju. Ja go chyba nigdy nie rozkminię.
- No to na przykład, że wyszedłeś sobie zadowolony ze sklepu, nie zabierając zakupów, ani nie płacąc. No to chyba jest wystarczający powód, żeby zawracać szanowny tyłek "szalenie zajętemu"  księciu!- moje nerwy były już "delikatnie" nadszarpnięte.
- Jeśli zechcesz na to wejrzeć mości panno Smith, to kiedy ty byłaś wieeeelce zajęta przebieraniem się, ja zdążyłem już uregulować wszystko. A  zakupy dostawią do domu.- warknął. Zatkał mi tym usta. Sama nie wiedziałam co odpyskować, więc tylko prychnęłam i uniosłam dumnie głowę.
- Dobra. Nie mam czasu z tobą dalej łazić.- powiedział  patrząc na swój (pewnie cholernie drogi) zegarek.- Masz tu kartę do mojego konta w banku.- wsadził mi do ręki plastikowy prostokąt. Nie mogłam w to uwierzyć. On. Dał. Mi. Dostęp. Do. Swojego. Konta. Chyba sam nie wie co robi.- Jest zbliżeniowa, więc nie trzeba ci pinu. Tym otwierasz windę.- dał mi białą kartę.- A tu masz klucze do domu.- wyciągną na dłoni połyskujący przedmiot. Wzięłam go od niego.- Jak zgubisz którąś z tych rzeczy... To daję słowo, pożałujesz, że się urodziłaś.- zagroził mi. Kiwnęłam tylko przestraszona głową. Normalnie bym to zbagatelizowała, ale on jest ode mnie 2 razy większy i do tego ma pewnie nieograniczone znajomości, więc prawdopodobnie wystarczy jeden telefon, żebym bez jakichkolwiek podejrzeń zniknęła z powierzchni ziemi. Z resztą, wyglądał śmiertelnie poważnie.- No. To chyba tyle.- powiedział i odwrócił się w tył.- Albo nie! Wszystko co kupisz, zostawiaj przy kasie. Przecież nie będziesz tego targać. A na powrót zamów sobie taksówkę. Kings Cross 486A.- zakomunikował i poszedł. Stałam jeszcze tak chwilę w  miejscu. Nie wiem co robić. Mam możliwość wyczyszczenia Harry'emu konta do ZERA. No może przesadzam z tym zerem. Raczej kompletnie bym go nie spłukała, nawet jeżeli wykupiłabym wszystkie akcje w "Pradzie". Jednak nie potrafię tak beztrosko szastać jego pieniędzmi. Bo właściwie za free daje mi mieszkanie, jedzenie, kupuje ciuchy, załatwia wymarzoną fuchę, do cholery, on oddał mi  własne łóżko! I jeszcze mam go naciągać na moje zachcianki?! Nie. Nie jestem typem pasożyta, o nie! A ja? Co ja mu właściwie daję? Wydzieram się, marudzę, obrażam go. Może powinnam coś zmienić?

Kończę swoje przemyślenia i daję się wciągnąć w zakupowy szał.

Najbliżej miejsca w którym się znajduję, jest filia Victoria's Secret. Analizując w głowie zasoby mojej bielizny kieruję się do przezroczystych drzwi. Kiedy znajduję się w środku, zostaję przywitana przyjaznym uśmiechem ze strony ekspedientki.

- Czy mogłabym pani w czymś pomóc?- zapytała uprzejmie.
- Nie, dziękuję.- odpowiedziałam równie miło.

Zaczęłam przechadzać się pomiędzy wieszakami i manekinami. Wybrałam parę biustonoszy i kilka (moich ulubionych) koronkowych fig. W końcu dotarłam do działu z "odważniejszą" bielizną. Skuszona wyglądającym zachwycająco zestawem, wsadziłam go do gustownego koszyczka przeznaczonego na zakupy. Nie widząc  nic interesującego pośród asortymentu, płacę i zostawiając swoje nabytki przy kasie, wychodzę.

Przez resztę czasu włóczyłam się bez większego zainteresowania po przeróżnych sklepach. Zmęczona tym całym  "shoppingiem" łapię taksówkę i wyruszam w drogę powrotną do "mojego" domu.

- Kings Cross 486 A.- informuję kierowcę.
- Dla pani wszystko.- powiedział mężczyzna na oko około 50, mrugając do mnie. Ledwie powstrzymałam wyraz obrzydzenia malujący się na mojej twarzy. Kryzys wieku średniego, to coś okropnego.

Wpatrywałam się w widoki za szybą. Zabiegani ludzie, stojące w korkach sznury samochodów, wznoszące się wysoko w górę oszklone wieżowce... Urok wielkiej metropolii.

- Jak masz na imię, piękna?- zapytał taksówkarz siląc się na zalotne spojrzenie.
- Ochrona danych osobowych, proszę pana.- uśmiechnęłam się niewinnie. Mina mu zrzedła. Przez resztę podróży miałam więc z głowy starego podrywacza.

- Jesteśmy na miejscu.- obwieścił kierowca.
- Och.- ocknęłam się i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu portfela.
- Nie, nie. Proszę się nie trudzić. Na koszt firmy.- powiedział uśmiechając się szczerze.
- Nie... ja tak nie...
- Na koszt firmy, to na koszt firmy.- westchnęłam i zaczęłam żałować, że tak nie miło go potraktowałam.
- Bardzo dziękuję.- powiedziałam i obdarowałam go wdzięcznym uśmiechem.
- Nie ma za co, aniołku.- puścił mi oczko na odchodne.

Wyszłam z taksówki i skierowałam się do apartamentowca. Przeszłam przez hall i stanęłam przed windą. Wyciągnęłam z portfela białą kartę, którą Harry wręczył mi przed paroma godzinami. Przyłożyłam ją do czytnika i drzwi 'dźwigu' otworzyły się. Weszłam do środka i przycisnęłam pierwszy guzik. Wyszłam i mijając hall trafiłam pod mahoniowe drzwi. Rozkluczyłam je i weszłam do apartamentu.

W środku nie było żywej duszy. Zostawiłam torebkę na kanapie i (w swoim hipochondrycznym nawyku) wyszorowałam dokładnie ręce. Następnie wróciłam do sypialni. Zobaczyłam, że drzwi do mojej garderoby są uchylone. Na podłodze poukładane był w idealne piramidy przeróżnej maści pudełka. Te wielkie stosy na prawdę robiły wrażenie. Przejechałam po opakowaniu naznaczonym logo Christian'a Louboutini. Zdziwiłam się. Przecież ja byłam z nim tylko w jednym sklepie. Nie mogąc się powstrzymać otworzyłam wieko pudełka. W środku znajdowała się cudowna para szpilek.
Z moich ust wydobyło się zafascynowane westchnienie. Jeżeli on sam je wybierał, to..., to cholera nie uwierzę! Założyłam je na nogi i zaczęłam przechadzać się po pomieszczeniu. Kiedy już dostatecznie wypróbowałam te 'kolorowe cudeńka' złapałam za torbę z Victoria's Secret. Wyciągnęłam z niej kupiony zestaw i włożyłam go na siebie. Przejrzałam się w lustrze. Mówiąc nie skromnie, wyglądałam powalająco.
Do tego dołożyłam czarne 'high heels' i wyszłam z garderoby. Czułam się w takim wydaniu niesamowicie pewna siebie. Zaczęłam więc tak paradować po całym mieszkaniu. Dla polepszenia nastroju włączyłam odpowiednią muzykę, która wprost rwała do tańca. Wywijałam swoim ciałem na wszystkie strony świata. Z minuty na minutę moje ruchy nabierały zmysłowości. W końcowej fazie mój taniec przypominał poczynania początkującej tancerki 'go go' ze złamaną nogą i szyją w usztywnieniu. Oczywiście nie obyłoby się bez przekrzykiwania chodzącej na fula wierzy muzycznej. Pewnie dalej skakałabym jak idiotka, gdyby nie to co zobaczyłam...

_________________________________________________________

Hi!
A więc, daję wam wolną rękę, jeśli chodzi o zlinczowanie mnie.
Zachowałam się jak ostatnia menda nie dodając tak długo nextu,
ale po prostu cały czas mam taki młyn, że normalnie Ugh!
Wiem, wiem. Nic mnie nie tłumaczy.
Kwestię komentarzy zostawiam waszemu sumieniu.
Pamiętajcie jednak, że nawet głupie "Super!" motywuje.
Do następnego!

Kara. xx