piątek, 25 lipca 2014

Rozdział 2. (...) Lepiej ze mną nie zadzieraj, ukończyłam internetowy kurs kung-fu.


Rozdział dedykuję Camile, jako, że pierwsza dodała się do obserwatorów.


Ludzie są jak linie papilarne.
Tak samo jak nie ma na całym świecie dwóch takich samych układów tych linii,
tak nie ma takich samych osób.

MYŚL

(...)
- Jaka umowa i kto do cholery mówi?!
- Anabel, Anabel Smith.
- Ugh. To ty.- powiedział tonem typu: "Boże, znowu ta pojebuska".- Dobrze, ale mogłabyś na przyszłość dzwonić o bardziej przyzwoitej porze? Niektórzy tu PRÓBUJĄ spać!- warkną, szczególnie podkreślając słowo "PRÓBUJĄ".
- Ok, ok. A ty mógłbyś być bardziej milszy "na przyszłość".
- Ja decyduję o tym, jak miły jestem w stosunku do innych.- powiedział głosem nieznoszącym sprzeciwu.- I tak cię potraktowałem ulgowo.
- HA HA HA! Och, to zaszczyt być potraktowanym przez ciebie, że tak powiem 'specjalnie'.
- Muszę ci powiedzieć, że jesteś wyjątkowa.- tym to mnie zbił z tropu.- Jeszcze żadna osoba nie wkurwiła mnie tak szybko podczas rozmowy.
- Nawzajem.
- Cieszę się, że się rozumiemy, a teraz pozwolisz, że wrócę do łóżka.
- A może tak ustalimy jakąś datę spotkania, żeby obgadać szczegóły naszego 'interesu', co? Czy to też masz zamiar olać?
- Racja, w prawdzie nie wiem  skąd to "TEŻ" i co "OLAŁEM", ale spotkanie to dobry pomysł.-powiedział.- Piątek, 17.00.- zarządził od razu się rozłączając.
Nie no! Nawet się nie zapytał czy mi pasuje! Co za pieprzony egoista! Coś czuję, że trudno się nam będzie dogadać.
Ta rozmowa mnie tak rozbudziła, że mimo wczesnej pory wstałam i skierowałam się do łazienki. Moje oczy, policzki, włosy, ubrania, skóra i wszystko inne tworzyło razem istny obraz nędzy i rozpaczy. Ściągnęłam z siebie ciuchy i weszłam pod prysznic. Ciepła woda spływała wartko strumieniami po moim ciele, spłukując spieniony płyn do kąpieli. Wyszłam z brodzika i otuliłam się pachnącym różami, śnieżnobiałym ręcznikiem. Wytarłam się dokładnie i opuściłam łazienkę. Ubrałam się we wcześniej przygotowany zestaw i zeszłam na śniadanie.


***
Boże... Dla czego w tym cholernym Londynie są takie sakramenckie korki?! Wyjechałam SPECJALNIE żeby się nie spóźnić, o 15.30 a jest za 10 piąta i zostało mi do pokonania 10 kilometrów. Jednak nie ma to jak stary, dobry Liverpool. Dojeżdżam na miejsce o 17.15. O mało nie zabijając się na szpilkach, biegnę do restauracji o chwytliwej nazwie: "Naked". Wpadam do lokalu jak burza, co sprawia, że twarze prawie wszystkich osób zwróciły się na mnie. Uśmiechnęłam się przepraszająco i zaczęłam rozglądać się za Harrym. Siedział w rogu sali pochylony nad smartphonem. Poprawiłam kucyka, wygładziłam sweter i dostojnym krokiem ruszyłam do przodu.
- Cześć ja...
- Spóźniłaś się.- przerwał mi beznamiętnym głosem, nawet na sekundę nie podnosząc oczu z nad telefonu.
- Wiem, przepraszam ale były straszne...
- W wyższych sferach spóźnienie uważane jest za szczyt ignorancji.- znowu się wtrącił nadal kompletnie zaabsorwowany czymś co robił. Miarka się przebrała, to za dużo jak na moje szczególnie nadwyrężone dzisiaj nerwy.
- Wiesz, może "Wyższych Swer" nie obchodzi to, że o tej porze są największe korki, ale to nie moja wina, że m tym pierdolonym Londynie przejechanie kilkunastu kilometrów zajmuje 2 i pół godziny!- wrzasnęłam wyrzucając ręce do góry w geście frustracji.- Z resztą, kto tutaj jest do cholery bez manier?! Mama cię nie nauczyła, że podczas rozmowy patrzy się drugiej osobie w oczy? Nie jestem jakimś cholernym bazyliszkiem!- warknęłam cała się trzęsąc ze złości. Oddychaj Anabel, oddychaj.
Harry powoli podniósł głowę.
- No nareszcie! Wielmożny pan Styles raczył na mnie spojrzeć!- powiedziałam prychając. Wzrok Lokowatego przeszył mnie na wylot. Jego srogie, ciemno zielone tęczówki wyrażały coś czego nie da się opisać. Złość? Wściekłość? Uraza? Smutek? Może nawet... ból. Nic nie powiedział. Nie musiał. Opadłam zmrożona na krzesło. Potem jego wzrok złagodniał. Znowu powróciła ta mglista zieleń.
- Możemy kontynuować?- powiedział lekceważącym tonem, na co odpowiedziałam skinieniem głowy.
- Więc tak.- zaczął - Twoje obowiązki ograniczają się do towarzyszenia mi w różnej maści spotkaniach. I to właściwie tyle. Pracę ci załatwię po upłynięciu 12 miesięcy lub wcześniej, jeżeli będziesz chciała, ale to nie zmienia faktu, że masz być moją towarzyszką do końca umownej daty.- wziął głęboki oddech- Masz jakieś pytania?
- Tak. Czy to czasem nie miało być pół roku?
- Och, faktycznie. To pół roku.
- Nie, może być rok.
- Dobrze, w takim razie rok. Jeszcze coś?
- Czy my jakoś spiszemy tą umowę, czy nie?
- Możesz ją dostać na papierze. Myślę, że nawet mam ją ze sobą.- schylił się i zaczął grzebać w swojej teczce. Wyciągną biały listek papieru włożony w 'koszulkę' i położył go na stole zwracając go w moją stronę. Wzięłam go do ręki i prześledziłam wzrokiem.
- Wygląda to uczciwie. Zgoda. Masz może jakiś długopis?- natychmiast położył obok mojej ręki czarny przedmiot. Złożyłam swój podpis na świstku i podałam go Harry'emu.
- Chcesz coś zamówić?- zapytał wpatrując się we mnie wyczekująco.
- Hmm.- przewertowałam kartę dań i wybrałam jedną pozycję. - Mrożoną Latte.
- Coś jeszcze?- powiedział damski głos, a ja podskoczyłam przestraszona.- Mamy wyśmienitą Panacottę.
- Hm. Przekonała mnie pani.- uśmiechnęłam się do wyglądającej na miłą kelnerki.- Poproszę.
- Świetnie.- odpowiedziała mi tym samym.- Dla pana?- zwróciła się do Stylesa.
- Nie. Mam już espresso.- powiedział tak szorstkim tonem, że obie ze stojąco obok mnie blondynką, skrzywiłyśmy się.
- Dziękuję. Mogę zabrać menu?- zapytała wciąż jeszcze lekko zdziwiona chłodem Harry'ego.
- Tak.- uśmiechnęłam się do niej pokrzepiająco. Kiwnęła głową i odeszła razem z wcześniej wspomnianymi przedmiotami.
- Dla czego byłeś dla niej taki niemiły?- zapytałam oburzona.Odstawił z hukiem filiżankę.
- Nie byłbym niemiły gdyby myślała!
- Czym ona zawiniła?!
- Do jasnej cholery! Przecież widzi, że trzymam w ręce kawę i pyta czy nie chcę czegoś zamówić. To chyba jasne, że nie!
- No chyba właśnie nie! Ma obowiązek się zapytać czy czegoś nie chcesz. Przecież miałeś tylko kawę, może myślała, że chcesz deser?
- Przecież jakbym chciał deser, to bym go zamówił od razu!
- A skąd miała wiedzieć, że nie nabrałeś ochoty na niego w tym czasie?! Nie jest do cholery jakimś jasnowidzem, żeby wiedzieć co ci się we łbie ujebało!- cała trzęsłam się ze złości. Na twarzy Harry'ego gościł niespodziewanie rozbawiony uśmiech. Zdziwiłam się. Odwróciłam głowę. Obok mnie stała ta sama kelnerka. Miała otwarte usta i szeroko otwarte oczy.
- To ja może już pójdę.- ocknęła się nagle, zostawiła tacę z moim zamówieniem i odeszła. Przetarłam twarz ręką.
- No i co się szczerzysz?- powiedziałam półgłosem do świetnie bawiącego się Harry'ego.- Zaraz zetrę ci ten uśmieszek z twarzy.- zagroziłam mu palcem.
- Grozisz mi?- powiedział próbując udawać powagę.
- Tak.- uniosłam brwi do góry.
- A co ty mi niby możesz zrobić, słońce?- prychną siadając na krześle w lekceważącej pozycji.
- Lepiej ze mną nie zadzieraj, ukończyłam internetowy kurs kung-fu. Ha-ya!- wywinęłam rękami w typowy dla nindży sposób, śmiejąc się przy tym. To rozładowało napięcie i oboje zaczęliśmy się śmiać jak nienormalni. Jego śmiech był tak dźwięczny, tak miły dla ucha, że mogłabym go słuchać wiecznie.
A poza tym, dodawał mu niesamowicie wiele uroku; nie potrafiłbyś sobie wyobrazić, że ktoś  wyglądający jak on, może być tak szorstki. Niestety, nic nie trwa wiecznie. Kiedy tylko przestał się śmiać, znowu 'przywdział' swoją kamienną maskę. Poprawił marynarkę i już któryś raz z kolei przeczesał palcami włosy. Robił to w niezwykle seksowny sposób. Oh God, moje myśli mnie przerażają. Nie. On jest pociągający. Jest BAAAARDZO pociągający. Nie ma co ukrywać.
- Ile mniej-więcej razy w tygodniu są te bankiety i tp.?
- 2, 3, czasem nawet 4.
- Kurde. To często.
- Możesz dojeżdżać.
- Tak, tylko, że mieszkam jakieś 300 kilometrów od Londynu.
- Skąd jesteś?
- Z Liverpool'u.- Szatyn zmarszczył brwi, jakby intensywnie się nad czymś zastanawiał.
- Zamieszkasz ze mną.- powiedział pewnym swego głosem. Nie, on stwierdził. Tak po prostu stwierdził. Jakby to było głupie pójście do kina.
- Chyba żartujesz.
- Nie, mówię zupełnie poważnie.
- Nie ma mowy żebym z tobą mieszkała.
- A masz inny wybór?- właśnie. Czy ja mogę coś innego zrobić? Zanim znajdę jakieś dobre lokum w przystępnej cenie, minie pół roku od biedy. Mavis oczywiście mnie namawiała, żebym z nią zamieszkała, ale przecież nie zwalę się jej tak nagle na głowę. Nie, nie mam wyboru.
- Tak myślałem.- powiedział uśmiechając się triumfalnie.- Kupię ci bilet na samolot z Liverpool'u do Londynu, na następny piątek. Weź ze sobą tylko najważniejsze rzeczy. Wszystko kupię ci tutaj.
- Nie ma mow...
- Do zobaczenia w następny piątek.- zostawił na stole 50 funtów i wyszedł. Po prostu wyszedł.
I stało się. Mavis postawiła na swoim. Przeprowadzam się do Londynu.
---------------------------------------------------------------------------------

Cześć Skarbki!
Jak się macie? Czy tylko ja mimo wakacji mam tyle obowiązków?
Przepraszam, że tak długo, ale nie mogłam się zebrać w kupę i tego napisać.
Jeszcze mam codziennie treningi, więc to już wyjmuje mi jakieś 4 godziny dziennie + dochodzą inne zajęcia, i nawet się nie obejrzę, a jest 23. Jakaś masakra.
Zrobiłam małe zmiany jeżeli chodzi o osoby wcielające się w bohaterów drugoplanowych.
Więc zajrzyjcie. :)
Dziękuję za takie miłe słowa i nominację.
Zachęcam do dodawania się do obserwatorów i KOMENTOWANIA.
Do następnego rozdziału. :***


Kara xx.

Czytasz? Skomentuj!

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 1. (...) Wybacz słońce, ale twoje oczy mówią: Pieprzyłabym.


"Spotkanie dwóch osobowości przypomina kontakt dwóch substancji chemicznych:
jeżeli nastąpi jakakolwiek reakcja,
obie ulegają zmianie."

Carl Gustav Jung.

- Wkrótce do pani zadzwonimy.- powiedziała przysadzista kobieta zza biurka.
- Dziękuję.- uśmiechnęłam się sztucznie - I pocałujcie się w dupę parszywe świnie - dodałam w myślach. Zawsze to samo. "Wkrótce do pani zadzwonimy." Już nawet sama nie wiem w ilu gazetach mi to powiedziano. A ile razy dzwonili? ZERO. Piękne, okrąglutkie ZERO. Trzymają te swoje 'gwiazdeczki', a one doją z nich kasę, jak pijawki, karmiąc ludzi pierwszą - lepszą plotką. Flaki mi się przewracają na myśl o takich darmozjadach. I żeby Ci chociaż powiedzieli: "Spieprzaj, bo tylko marnujesz mój czas."- to OK, ale oni robią cholerną nadzieję, że jednak dadzą znać.
Wstaję z krzesła i wychodzę z pomieszczenia. Idę zamaszystym krokiem przez korytarz do windy.
Naciskam przycisk poziomu "0", zjeżdżam na parter i ruszam przez oszkloną halę. Moją uwagę zwraca dwoje kłócących się mężczyzn. Robili to dość głośno, więc bez większego problemu ich słyszałam.
- Kto tu do jasnej cholery pracuje?!- wrzasną kędzierzawy - Zatrudnilibyście wreszcie kogoś, kto nie spierdoliłby całej roboty!- O! Facet dobrze gada! Już go lubię. Pewnie jego też wywalili na zbity ryj, tylko postanowił powiedzieć tym gnojkom, co o nich myśli.
- A pieprzcie się wszyscy!- krzykną ten sam chłopak. Przyspieszyłam kroku, żeby go dogonić i podnieść na duchu, że nie tylko jego traktują tutaj jak śmiecia.
- Ciebie też olali, co?- zagaiłam - Spoko, mnie też. Chyba z 4 raz tu przychodzę. Babka od rekrutacji 
już pewnie zna moje CV na pamięć. Mam nadzieję, że w końcu dadzą mi tą posadę dla świętego spokoju. Tak w ogóle to jestem Anabel.- wyciągnęłam dłoń na powitanie.
Lockers gwałtownie się zatrzymał. Oddychał ciężko, a pięści miał zaciśnięte.
- To na prawdę świetnie, tylko JA NIE JESTEM PIEPRZONYM DZIENNIKARZEM!- wrzasną, aż się wzdrygnęłam.
- Oh, przepraszam.-wyjąkałam. Obróciłam się o 180 stopni i uszyłam do przodu. Ale jestem głupia! Co ja sobie w ogóle myślałam. Czasem przeklinam tą swoją spontaniczność.
- Zaczekaj!- usłyszałam ten sam, ochrypły głos. Bardzo specyficzny. Zastanawiam się, czy jest to powodem długotrwałego palenia papierosów, czy po prostu chłopak został obdarzony tak niezwykłym darem. Według prośby, zatrzymałam się. Dwie sekundy później obok mnie znalazł się pan "Nie pieprzony dziennikarz".
- Przepraszam za ten wybuch. Mam dzisiaj zły dzień.
- Nie ty jeden.
- Nie ważne. Mam dla ciebie pewną propozycję.- spojrzałam na niego z zaciekawieniem.
- Słucham.- powiedziałam zakładając ręce na piersi.
- Może to głupie, ale potrzebuję partnerki.- wytrzeszczyłam na niego oczy.
- Że co proszę? Chyba sobie żartujesz! Ja nie jestem żadną dziwką! Szanuję siebie!
- Gdybyś siebie szanowała, to nie chodziłabyś i żebrała posady.- to była prawda, ale ja nie chciałam dopuścić jej do siebie. To jedno zdanie wbiło się w moją dumę jak świeżo zaostrzony sztylet.
- Jesteś bezczelny! Z resztą, od kiedy my w ogóle jesteśmy na "TY"?
- Jakbyś chciała wiedzieć, to sama się do mnie podwaliłaś, ni z tego, ni z owego!- znowu miał rację, ale jeżeli myślał, że tym zatka mi usta, to się grubo mylił. Postanowiłam jednak pokazać klasę, odwróciłam się na pięcie i dumnym krokiem ruszyłam na przód. Niestety mój nadgarstek został zamknięty w stalowym uścisku, a ja sama bez ceregieli obrócona twarzą do "Kręconego", a raczej do jego klatki piersiowej, bo dostawałam czubkiem głowy co najwyżej do jego nosa.
- Przepraszam, nie to miałem na myśli. Chodziło mi o osobę do towarzystwa.
- Nooo, a mi co do tego?
- Otóż z tego co wywnioskowałem, masz problem z dostaniem się do tej redakcji.
- Może, no i?
- Więc, chciałbym ci zaproponować, abyś przez pół roku była moją partnerką. W zamian ja załatwię ci pracę w "Daily Mirror".
- W tym "Daily Mirror"?!
- Tak.
- Czyli przez 6 miesięcy mam udawać twoją dziewczynę?
- Nie dokładnie..., ugh... to znaczy... Tak.- westchną.
- A na czym ma to dokładnie polegać.
- Będę cię po prostu ciągać po bankietach, spotkaniach, imprezach biznesowych i innych duperelach
- No nie wiem...
- To się zastanów. Masz czas do końca tygodnia.Tutaj ci daję moje namiary. A teraz przepraszam, ale bardzo się spieszę.- podał mi wizytówkę i odszedł.
Spojrzałam na czarny prostokąt, na którym były wydrukowane na biało potrzebne mi informacje.

'Harry Styles
Browner Company

Telefon: 894 987 786
E mail: h.styles@gmail.com'

Schowałam wizytówkę do portfela, a numer zapisałam w telefonie. Sama nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Muszę to z kimś obgadać.

***
- Hej kocie! Co ty tutaj robisz? Ale ja się z tobą dawno nie widziałam!-wyściskałam się z Mavis-moją BFF.
- No, dawno mnie tu nie było.
- Właśnie! Powinnaś się wreszcie przeprowadzić do Londynu!
- Kto wie? Może nie długo to zrobię.
- Serio?! Ja próbuje cię do tego przekonać od 2 lat, a ty mi tu ni z gruszki, ni z pietruszki mówisz, że nacierasz na stolicę?
- To jeszcze nic pewnego...
- Srutututu, majtki z drutu.- przerwała mi Mavis- Ty mi lepiej powiedz, kto dokonał tego cudu.
- Dostałam pewną propozycję.
- Nie żartuj! Przyjęli cie?
- Nie.
- A to świnie! Nie wiedzą kto przechodzi im koło nosa.- poklepała mnie po ramieniu- Zaraz, zaraz. Skoro nie gazeta, to co to za propozycja?
- Mam być dziewczyną do towarzystwa.
- C-co?- May o mało nie zakrztusiła się kawą.
- Nie w TYM sensie.
- To w jakim?
- Mam chodzić na jakieś bankiety, elitarne imprezy i takie tam.
- Acha. Boże... kamień z serca.- odetchnęła z ulgą.
- Nie no, za kogo ty mnie masz mała.
- Ha ha ha. Wiesz, mi się to zawsze z jednym kojarzy.
- Taaa, wiem aż za dobrze.
- OK, ale z kim masz  chodzić na te imprezy? No bo chyba nie sama z sobą.
- Z takim jednym.
- Z "JAKIM JEDNYM"?
- Och.- westchnęłam zrezygnowana.- Byłam wczoraj na rozmowie kwalifikacyjnej i spotkałam tam jednego kolesia, zaproponował, żebym była jego "dziewczyną do towarzystwa", a on załatwi mi fuchę w "Daily Mirror".
- Serio? Co to za typek? Jakiś taki podejrzany. No bo kto normalny podchodzi tak bez niczego i wyskakuje z jakimiś układami?
- Nie wiem o nim zbyt wiele. Jest jakimś biznesmenem.
- Biznesmen? Jak ma na imię?
- Harry.
- A ile ma lat?
- Nie wiem.
- A tak na oko?
- Z 20?
- To młody! Myślałam, że jakiś dziad.
- Co ty! Nie jestem jakąś lolitą, żeby się prowadzić z 70 letnimi dziadkami.
- Wiem, wiem. Przystojny?
- A ciebie to tylko wygląd zewnętrzny interesuje.
- Czyli brzydki?- zapytała zawiedziona.
- Nie, jest całkiem przystojny.
- "Jest całkiem przystojny" Pfff... Wybacz słońce, ale twoje oczy mówią: Pieprzyłabym.
- Wcale nie!
- Kotku, już ja chyba lepiej wiem co widzę.
- Ugh... no nie ważne.
- Czym on się dokładnie zajmuje?
- No nie wiem! Rozmawiałam z nim raptem 3 minuty!
- Dobze, dobze kotecku. Nie denelwuj się tak. Hmm, ale skoro z niego taki 'beznesmen', to może będzie coś o nim w necie? Wygogluj go.
Wygrzebałam z torby mojego I phone'ae i wpisałam w wyszukiwarce hasło "Harry Styles". 2 sekundy później pojawiły się różne strony. Wcisnęłam pierwszą-lepszą i natychmiast się na niej znalazłam.
- Jest coś.- mruknęłam do przyjaciółki.
- To czytaj!- powiedziała podekscytowana, przysuwając się do mnie.
- Harold Edward Milward Styles. Urodzony pierwszego lutego 1994 roku... w... coś tam, coś tam. Dzieciństwo..., to nas nie interesuje. Oh!
- Co?
- Multimiliarder. Odziedziczył po zmarłym wuju jedną z największych na świecie spółek akcyjnych-"Browner Company"... Uplasował się na 4 miejscu najbardziej wpływowych ludzi z branży, według magazynu "Forbes". Uważany za najmłodszego na świecie "wyjadacza" w biznesie.
- Wow. No nieźle... Moją BFF poderwał najmłodszy rekin biznesu!
- A tam od razu poderwał...
- No co? Nazywajmy rzeczy po imieniu.
- Bo ty taka bezpośrednia jesteś.
Nagle zadzwonił telefon Mavis, przerywając nam rozmowę.
- To z pracy.- wywróciła oczami - muszę odebrać. Wstała z krzesła i wyszła na zewnątrz.
Dopiłam swoje Cappuccino i wsadziłam do ust widelczyk z ostatnim kęsem sernika. Właściwie nawet nie rozejrzałam się po tej kawiarni. Nigdy tu wcześniej nie byłam. Zazwyczaj chodzimy do naszej ulubionej "Cookie Kingdom", ale aktualnie jest w remoncie.  W całym lokalu delikatnie drażni zmysły przyjemny zapach cynamonu. Na każdym stoliku leży ozdobny słoiczek z laskami tej przyprawy. Ściany mają  napawający spokojem i dający wrażenie rodzinnej atmosfery kolor kawy z mlekiem. Całokształt ogólnie bardzo mi się podoba. Myślę, że jeszcze nie raz tu wpadnę. Moją analizę otoczenia przerwała May.
- Dzwonił szef. Powiedział, że "pilnie mnie potrzebuje".- westchnęła - muszę iść.
- Spoko. Jeszcze się zdzwonimy.
- Ty to masz do mnie cierpliwość.
- Chyba ty do mnie!- wstałam z krzesła i przytuliłam się do Mavis, a ona zrobiła to samo.
- Pa pa, kochanie. Masz mi się bezwzględnie zgodzić na ten układ!- powiedziała grożąc mi palcem.- I pamiętaj, że moje włoście, zawsze stoją dla ciebie otworem.
- Wiem, wiem. Cześć.- dostałam buziaka na odchodne, a gdy obie uregulowałyśmy rachunki, wyszłyśmy.

Przez całą drogę do hotelu myślałam o tej propozycji. Jest na prawdę kusząca, ale mam pewne wątpliwości. Co jeśli to tylko czcze gadanie, a Harry chce mnie tylko wykorzystać? I po pół roku okaże się, że zostałam oszukana. To na prawdę trudna do podjęcia decyzja.
Zaparkowałam auto pod moim tymczasowym miejscem zamieszkania i ruszyłam do swojego apartamentu. Przyłożyłam kartę do czytnika i weszłam do pomieszczenia. Dopadło mnie zmęczenie, więc nawet nie biorąc prysznica rzuciłam się na łóżko i od razu odpłynęłam.

Obudziłam się o 6.00. Całą noc dręczyła mnie ta sprawa z Harrym. Jeszcze raz sobie wszystko przemyślałam i podjęłam decyzję. Wybrałam numer Styles.

jeden sygnał...
drugi sygnał...
trzeci sygnał...

- Halo. Kto mów...
- Harry? Umowa stoi.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Cześć Miśki! Co tam u was? Jak mijają wakacje? U mnie dość intensywnie.
Mam nadzieję, że rozdział się chociaż trochę spodobał.
Do czytania. :*

Kara xx

Czytasz? Skomentuj!



piątek, 11 lipca 2014

Prolog


Anabel Smith jest obiecującą dziennikarką. Jednak brakuje jej tego, co niezbędne by zaistnieć w tym zawodzie - "pleców"*.
Za sprawą przypadku, spotyka Harry'go - młodego biznesmena.
Trudne dzieciństwo zrobiło z niego nieczułego i aroganckiego milionera dla którego jedyną liczącą się rzeczą są pieniądze. Proponuje on dziewczynie pewien układ...
Z biegiem czasu odkrywają swoją wspólną pasję.

Czy Anabel uda się wzniecić płomień w jego skutym lodem sercu?

---------------------------------------------------------------------------------------------------
* Chodzi mi tu o "wtykę", no wiecie, taka osoba co Cię wprowadzi, poleci itp.

No i co myślicie? Nie chciałam się zbyt rozpisywać. To ma być w końcu tylko namiastka.
Postaram się prędziutko dodać pierwszy rozdział.
Do następnego czytania. :*

Kara xx